Diabeł kryje się w szczegółach
Hogwart. Dom. Jakże jej serce tęskniło do chłodnych murów szkoły, która na pierwszy rzut oka wydawała się obojętna wobec swych uczniów! Słowa nie opiszą, a serce chyba nie nadąży za mieszającymi się z krwią uczuciami.
Po co jednak rozwodzić się nad monumentalnym zamkiem i jednocześnie rozdrabniać na szczegóły? Zwłaszcza, że to ludzie tak naprawdę tworzyli tę szkołę i żadna inna siła nie była w stanie tak do końca ożywić martwej cegły.
Wielka Sala powitała swych stałych bywalców gorącem i zapachem świec, wiszących niespełna parę metrów nad ich głowami. Przy stole nauczycielskim zasiadało już grono pedagogiczne z uśmiechniętym Albusem Dumbledore'em na czele, który nie stronił od uważnych spojrzeń rzucanych uczniom zza swoich okularów-połówek. Przed dyrektorem nic nie było w stanie ukryć się w jakimś zacisznym kąciku. Tajemnice i bóle swoich podopiecznych wyłapywał niczym pająk zdobycze w swojej sieci. I tym razem nie było wyjątku. Najuważniej przyglądał się garstce uczniów – w tym Gabrielle, zasiadającej naprzeciw Syriusza, a mającej po swojej lewicy panienkę Arterton. Stół wychowanków domu Godryka lśnił od czystej zastawy, choć brakowało na nim wszystkich tych przysmaków najbardziej pożądanych przez żołądki uczniów. Jego czubek, tuż od strony stołu nauczycielskiego, wiał pustkami, czekając na swych nowych wychowanków.
Tymczasem prawie na końcu stołu w grupce „wzajemnej adoracji”, jak zdążyła ją już określić Minerwa McGonagall, panowała cisza. Nie użyję do niej żadnego określenia. Bowiem bywała ona różna i w obliczu nieznanego raz była zbawieniem, raz zaś przekleństwem. Gemma aż za dobrze znała ten rodzaj ciszy – przy niej każde rozwiązanie było złe, a dobra mina do złej gry pozostawała obrzydliwą maską. Dostrzegała chęci w oczach przyjaciół. Widziała jak ich serca niemal wyłażą przez piersi, aby przychylić nieba i ofiarować ulgę panience Hughes. Potter otwierał już usta, ale solidne uderzenie łokciem prosto w żebra, zadane przez Lily, odebrało mu apetyt na przymusowe obrzucanie wszystkiego wkoło lukrem. Nie było kolorowo. Nie było, a tym bardziej w oczach Gabrielle.
Do Wielkiej Sali, zaledwie chwilę po całkowitym uczniowskim rozgardiaszu, wkroczyło stadko pierwszorocznych wraz z McGonagall na czele. Kobiety tej obawiał się każdy przy zdrowym rozsądku, lecz jedynie mądry wiedział, że opiekunka Domu Lwa tylko w ostateczności wbijała swe ostre pazury w podgardle nieszczęśnika, który odważył się ukazać cień swej niesubordynacji. W głębi duszy była to kobieta ciepła i miła, z niebywale dobrym i szlachetnym sercem. Ale – co przyprawiało uczniów o niemałą bolączkę – kobieta z zasadami.
Oczy nawet tych najsmutniejszych tego dnia uczniów pognały z ciepłem i nadzieją na przerażony tłum dzieci, wyczekujących na swą kolej. No… Może nie wszyscy byli przerażeni do szpiku kości. Jedna, bardzo jasna czupryna podskakiwała co trochę w miejscu, ze zniecierpliwieniem wsłuchując się w słowa nauczycielki transmutacji. W ruch już na dobre poszła Tiara Przydziału, co chwilę racząc nowo przybyłych nazwą ich nowych domów.
– Ford Barbara!
– Slytherin!
– Holloway Samantha!
– Ravenclaw!
– Jak tak dalej pójdzie to dostaniemy z pięciu nowych…
– Gęba w kubeł, Potter. – Miodowe tęczówki niemal karcąco zatrzymały się na Jamesie. Zarówno on jak i Gemma mierzyli się przez chwilę wzrokiem, ale już sekundę po tym zaczęli przedrzeźniać się na kompletnie głupie miny, wywołujące ciche parsknięcia śmiechem u Gabrielle i Huncwotów.
– Arterton! Potter! – syknięcie dobiegające z lewej strony Gemmy niemal zmroziło całą grupkę. Dosłownie chwilę zastanawiali się, czy to upiorne napomnienie nie padło przypadkiem z ust przełożonej Gryffindoru, lecz ku ich radości i uldze należało ono do Ariany. Czerwonowłosa dziewczyna zadarła swą zgrabną brew do góry, lustrując spojrzeniem kobaltowych tęczówek grupę swoich przyjaciół.
– Tak jest, pani prefekt. – Cichy chichot wydobywający się z ust młodej panny Arterton porwał za sobą nikczemny palec, przyciskający się do jej ciepłych i miękkich ust.
Ariana White nie była typowym prefektem. Ba, w jej żyłach płynęła krew buntowniczki i damy jednocześnie. Pomimo swych obowiązków wolała stać cichutko na uboczu, ciesząc się z radości swej rodziny. Tej rodziny. Hogwarckiej i jedynej…
– Hughes Adrian!
Owa jasna czuprynka, wspomniana przeze mnie chwilę wcześniej, najpierw zdrętwiała, a po chwili wystrzeliła ku Minerwie McGonagall z prędkością znikacza, czy jak kto woli – żądlibąka. Już po chwili całemu zgromadzeniu ukazał się drobny blondyneczek, który w swych szarych oczach skrywał płomienie. Widać było jak jego wargi poruszają się w bezgłośny sposób, a Tiara wykrzywia kąciki swoich wyimaginowanych ust w górę.
– Gryffindor, mój drogi chłopcze… Gryffindor!
Na usta Gabrielle wpełzł blady uśmiech, a jej spojrzenie utkwiło w chłopcu jak w jedynej nadziei. I ku zdumieniu dosłownie wszystkich, chłopiec zamiast zająć wygrzewane przy nowych kolegach miejsce, pognał wprost w ramiona swojej starszej siostry.
– Gabrielle! – zapiszczał podekscytowany, niemal gramoląc się jej na kolana. – Udało mi się… – wyszeptał konspiracyjnie, co tylko wywołało rozbawienie wśród starszych uczniów.
– Widzisz? Mówiłam Ci, że nie będzie tak źle.
– W sumie gdyby to nie miał być Gryffindor, to… – urwał, jakby w obawie, że Tiara Przydziału usłyszy go i zmieni zdanie. Dla pewności posłał wyświechtanej części garderoby nikłe spojrzenie i znów zerknął w twarz siostry. – To mógłbym iść do Hufflepuffu.
– Mistrzu, no nie… – Jęk Jamesa zwrócił na uwagę Gemmy i Syriusza. Dwójka ta rzuciła sobie badawcze spojrzenia, sprawdzając jednocześnie reakcję drugiego. – Hufflepuff? – W uważny sposób rozejrzał się dookoła. A co, jeśli jakiś Puchon właśnie to usłyszał?
– A co ci nie pasuje? – żachnął się chłopiec, krzyżując dłonie na piersi. – W życiu nie liczy się tylko brawura. Ważni są przyjaciele. – Słowa te definitywnie zbiły Pottera z pantałyku, co znów zaowocowało salwą śmiechu.
– Będzie z ciebie niezły Gryfon, Adie – wywnioskowała Gemma, pakując sobie chłopca na kolana. – Zasada numer jeden. Nie znosimy Ślizgonów. Numer dwa – za sprawę własnego honoru topimy się w łyżeczce wody. Numer trzy – olać zasady – parsknęła po tym pouczeniu serdecznym śmiechem, mierzwiąc chłopięce włosy smukłymi palcami. – To bez znaczenia z jakiego kto jest domu. Ważne, aby nie dać sobie wleźć na głowę i walczyć o swoje. Czy to jasne, generale?
– Tak jest! – zapiszczał, po krótkiej chwili znów uwieszając się na szyi własnej siostry, nie omieszkując ucałowania jej w policzek. – Nie smuć się, Gabe – rzucił cichutko, następnie uciekając prosto do reszty pierwszorocznych.
Rzuciły sobie tylko krótkie, acz badawcze spojrzenia, na nowo pogrążając się w swoim światku. Zupełnie zignorowały kolejne nazwiska wypadające z ust profesor McGonagall, budząc się z tego niecodziennego letargu dopiero podczas przedstawiania przez dyrektora nowego nauczyciela. Prawdę mówiąc, w jednej chwili każdy otrzeźwiał po przyjęciu nowych uczniów i… dość przewidywalnym była reakcja zarówno męskiej jak i żeńskiej części uczniów.
– Pragnę wam wszystkim przedstawić nowego nauczyciela obrony przed czarną magią, co bywa u nas ostatnio stałym elementem rozpoczęcia roku. Miejmy nadzieję, że teraz się to zmieni. Powitajmy profesora Ardala Williamsa.
Głuchy poklask uczniowskich dłoni obijających się o siebie wywołał ogromny pogłos w Wielkiej Sali. Gdy nowy nauczyciel podniósł się z miejsca, stało się jasnym kto w tym roku wejdzie pod celownik zazdrosnych chłopców. Dziewczęta niemal jednogłośnie zapowietrzyły się, w jakimś dziwnym odruchu machinalnie poprawiając swoje włosy.
Przez te wszystkie lata dusiła się świadomością, iż to właśnie ona była zazdrosna. Że bezczynnie przyglądała się podrywom i wbudowanej choć na chwilę w męskie głowy szarmancji, jednocześnie podnosząc przy tym teatralnie niewzruszona głowę w górę i udając całkowicie pochłoniętą byciem księżniczką. A teraz? Niemalże z dziecięcą radością upajała się rozdrażnionymi spojrzeniami męskich kompanów. Wyczuła w zdecydowany sposób, iż czas podgrzać atmosferę o kolejne parę stopni.
– O mój Boże… niech mnie stado centaurów uprowadzi. Coś czuję, że nie opuszczę ani jednych zajęć. – Niczym na potwierdzenie pokiwała sobie głową i przeniosła zadziorne spojrzenie prosto w splamioną wulkanicznym złem twarz Syriusza. Ledwo pohamowała ironiczny, gardłowy śmiech, starając się jednocześnie nie zerwać z nim kontaktu wzrokowego.
– Na Merlina. – Cichy jęk Ariany aż wbił się w uszy najbliżej siedzących. Łapiąc się za głowę w dość gorączkowym geście zwróciła swoje nietuzinkowe oczy na grupkę przyjaciół. – Nogi mi drżą. Ratunku…
– Podniecacie się starym gościem – fuknął James, krzyżując dłonie na piersi.
– Cofnij te słowa. Natychmiast. – W ślad za morderczym wzrokiem pani prefekt podążyła Leanne, a dokładniej jej różdżka, która w ostrzegawczy sposób zatańczyła przed nosem Pottera. – Jeśli jest stary, to starzeje się jak dobre wino. I na pewno nie ma za wiele lat. Najwyżej trzydzieści.
– Guzik prawda – wtrącił się Black, niemalże się unosząc i rzucając profesorowi Williamsowi badawcze spojrzenie. – Wyczuwam, że miał styczność w eliksirem młodości. Prawdziwy mężczyzna to wyczuje…
– Pieprzysz głupoty. – Następna zabrała głos Gabrielle, mierząc nowego nauczyciela od stóp do głów. – Nie powinnam, ale ile lat by nie miał, niezły z niego… ekhm. No wiecie…
– Teraz nie dam ci o to spokoju, możesz być tego pewna.
– Zamknij się, Black. – W jednej chwili na stole pojawiły się potrawy, o których zwykły człowiek mógłby ledwie pomarzyć. Gdy nawet Gemma choć na chwilę oderwała wzrok od Syriusza, Hughes złapała w dłoń kawałek pieczonej dyni, wskazując nią na Blacka. – Jesteś zwyczajnie zazdrosny.
– Wcale nie! – żachnął się, robiąc tak oburzoną minę… Nawet Gabrielle, czy jej się to podobało czy nie, wybuchła gromkim śmiechem, pozostawiając choć na chwilę w oddali własną tęsknotę i smutek.
– No wiesz, Syriuszu… – Głos zabrała w końcu Gemma. Wbiła w niego uważne spojrzenie, spokojnie przegryzając kawałek pasztecika dyniowego. – Jeśli jesteś zazdrosny, dla kobiet oznacza to coś pozytywnego. Nawet, jeśli godzi to w męską dumę. Ale chyba nie masz sobie nic do zarzucenia, co? – Uniosła wysoko brwi, wykrzywiając usta w idealnie zadziornym uśmieszku. – Taki Casanova jak ty?
– Bardzo zabawne – odparł, uśmiechając się do niej już po krótkiej chwili. – Mam więc nadzieję, że nie okaże się, że ty kiedykolwiek byłaś zazdrosna?
– Ja nie muszę być zazdrosna.
– O, droga skromności…! – Parsknął śmiechem i przeniósł już spojrzenie na własny talerz, przepełniony pożądanym przez jego żołądek jedzeniem. – A może byłaś, lecz nie pamiętasz?
– Nie tłumię wspomnień, cukiereczku. Mało tego, jeśli już mowa o mojej skromności… chyba nie usłyszę, że masz jakieś zastrzeżenia, co?
– Oj, stary… – James w ułamku sekundy zaniósł się przyduszonym śmiechem. – Właśnie załatwiłeś sobie przesłuchanie i do końca życia będziesz musiał znosić ciężkie brzemię kobiecej złości… AŁ! – Niemalże zawył, jednocześnie w niezwykle pobudzony sposób łapiąc się za kolano, gdy czubek buta Gemmy wylądował właśnie na nim. W oczach stanęły mu łzy, a z ust wydobył się za kolejnym podejściem cichy jęk.
– Potter, właśnie zagwarantowałeś sobie tłuczek prosto w nos.
– Kiedy to zleciało, że z potulnej koleżanki z roku zmieniłaś się z wiedźmę bez serca?
– Cukiereczku, ty po prostu nie w porę zmieniłeś okulistę.
– Albo ta warstwa była za gruba żeby się przez nią przebić – stęknął, prostując się w końcu. Oboje jednak po chwili parsknęli śmiechem, zabierając się za jedzenie. Raz czy dwa, a może i trzy, Gemma pokusiła się o zerknięcie na Syriusza, który chyba również kierowany ciekawością spoglądał na nią w dość dziwny sposób. Jakby jakaś cząstka zazdrości i tak tliła się w tym cwaniackim uśmieszku.
Wspólna obiadokolacja minęła im w przyjaznej atmosferze. Nawet jako szkoła, Hogwart umiejętnie odstraszał demony przeszłości. Lecz, niestety, tylko w chwilach najbardziej temu sprzyjających. W końcu jednak trzeba było zabrać tyłki z miejsc i przetrawić myśl, iż kolejnego dnia zaczynały się pierwsze zajęcia, a co za tym szło – potworna harówka.
Gemma opuszczała progi Wielkiej Sali w towarzystwie najbliższych, ciągle smakując zniewalająco dobrego ciasta marchewkowego. Nic nie wydawało jej się bardziej piękne w tym miejscu, jak możliwość spędzenia czasu w towarzystwie przyjaciół. Jak zdobywanie wiedzy. Wierzcie lub nie, ale prócz wyczulonej i niezwykle rozwiniętej zdolności pakowania się w kłopoty, posiadała również głód. Niepohamowany głód, który jednym kojarzył się wyłącznie z lubowaniem się w wiedzy, jako ogólnym aspekcie, innym zaś z ciekawością tej dziewczyny do tajemnic i przygody. Tu jednak chodziło o coś stokroć głębszego. Coś, co popychało ją do oddychania i napędzało umysł do umiejętnego zadawania ciosów złu. Ona marzyła, skrycie i mocno pragnęła posiąść wiedzę, która w przyszłości, być może, pomoże jej przybić gwóźdź do trumny wspomnień. Poza tym… w czasach ciemności należało umieć posługiwać się odpowiednim krzesiwem, aby blask i ciepło odpędziły demony żerujące na ludzkim strachu.
– Dalej nie rozumiem po co ci tyle przedmiotów – wymamrotał James, wpatrując się z niemałym przekąsem w karteczkę przedstawiającą plan zajęć Gemmy. – Zobaczysz, że coś uwalisz. Nie da się zaliczać na piątki każdego przedmiotu i jednocześnie znajdować czas na grę w Quidditcha i… i, cholera jasna, cztery, powtarzam po raz kolejny, cztery kluby! Jesteś jakąś kosmitką albo zwyczajnie oszukujesz.
– Och, odpuść już… Niech robi co chce – syknął Syriusz, zerkając zaraz kątem oka na panienkę Arterton, rzucającą mu nieco zdumione spojrzenie. Nie skomentowała jednak tego szarmanckiego wyskoku z jego strony, a wpakowała sobie do ust kolejny kawałek ciasta.
– James. To, że ty sobie nie radzisz z jednym przedmiotem nie oznacza wcale, że ja też mam sobie nie radzić z paroma więcej.
– Gemmo… Chodzisz na dziesięć przedmiotów. Ja raptem na...
– Trzy? Nie dodawaj, bo wiele opuszczasz.
– Sześć – burknął oburzony i poprawił okulary na czubku nosa.
– Taaak? A z ilu w zeszłym roku miałeś trolla?
– Oj daj już spokój, do cholery.
Arterton parsknęła cichym śmiechem, zatrzymując się z nimi na krótką chwilę, aby przepuścić grupkę pierwszorocznych Puchonów.
– Na ostatnie gacie Dumbledore’a… Kiedy to minęło…? Nie pamiętam już kiedy taka byłam.
– Masz na myśli taką małą? Czy tak słodką i przerażoną? Zastanów się, proszę, trzy razy nim odpowiesz. Najadłem się i ciężko jest mi się śmiać.
– Potter, upieprzyła cię jakaś wyjątkowo upierdliwa bahanka, która zamiast trucizny miała w sobie beczkę jadu? Wypchaj się, byłam mała, słodka i na pewno podekscytowana. – Słysząc jego zdawkowe parsknięcia śmiechem wbiła w niego przeładowany złością wzrok. – Swędzą cię jedynki, czy prosisz się o makijaż permanentny pod lewym okiem?
Zaraz posłyszała drugi rozbawiony dźwięk, wydobywający się z ust Blacka. Wywróciła przy tym jedynie swymi oczyma i odrzucając długie włosy z ramion, ruszyła w stronę Wielkich Schodów. Nie było jej jednak dane wejść na choćby pierwszy stopień, gdyż do uszu całej grupy dotarł drażniący i przesiąknięty ironią głos.
– Hughes… Jak tam tatuś? – Gemma stanęła jak wryta, czując jednocześnie jak krew zaczyna w niej najzwyczajniej w świecie wrzeć. Miodowe tęczówki wbiła zaraz we właściciela tegoż irytującego głosu. Zaledwie parę metrów od nich stał Rabastan Lestrange, młody i przepełniony pewnością siebie młodzieniec, trzymający się dziarsko za poły szaty. Dziewczyna zmierzyła go pełnym niechęci wzrokiem, a potem na chwilę obiegła spojrzeniem sylwetkę przyjaciółki, która machinalnie opuściła głowę w dół.
– Lestrange, szukasz guza? – wycedziła, przechodząc od razu pomiędzy przyjaciółmi i łapiąc się pod boki. Od razu również zmierzyła wzrokiem paru innych Ślizgonów, w tym Regulusa, który pomimo wszystko nie włączał się do rozmowy, a jedynie rzucał uważne spojrzenie swemu starszemu bratu.
– Nie do ciebie mówię, Arterton – syknął Rabastan, pusząc się w tej chwili niczym paw. – Koleżankę pozbawili języka, że zasłania się tobą?
– Grzeczniej, synku, bo tak ci zaraz przylutuje z wychowania, że spadnie ci ten pusty bęben. Czy zabrakło języka? Nie, nie zamierzam pozwalać jej strzępić go sobie na rozmowę z takim małym dupkiem jak ty.
– Uważaj sobie, bo…
– Bo co? – weszła mu w zdanie, unosząc wysoko brwi i rzucając mu lodowate spojrzenie. – No dalej, rzuć czymś równie inteligentnym jak przed chwilą, może coś sobie z tego zrobię, fujaro. Mam ci znaleźć zajęcie, czy zejdziesz mi pokojowo z oczu?
– Na korytarzu można mi przebywać. To miejsce publiczne. – Obrzucił Gemmę nienawistnym spojrzeniem, zaraz też sunąc na resztę. Zatrzymał się dopiero na Gabrielle, którą ramieniem otoczyła Evans. – Na twoim miejscu martwiłbym się o brata i matkę. Kto wie kiedy będą następni?
To zmroziło dosłownie wszystkich. Lecz Gemmę strawił sam ogień chwilę ledwie po przetrawieniu jego słów, w których wyczuła groźbę. Zaraz też dwoma szybkimi susami przemierzyła dzielący ich dystans dopadając do niego i już, już podnosiła dłoń, gdy na przegubie swojego nadgarstka wyczuła cudze ciepłe palce.
– Gemmo, nie. On nie jest tego wart. – Rozpoznała ciepły tembr głosu Syriusza, który nosił w sobie dziwną nutę zdołowania. Młodzieniec drugą ręką musiał ją objąć w pasie i odciągnąć, bo nawet jak na płeć piękną była diabelnie silna.
Rabastan roześmiał się jedynie cwaniacko pod nosem, kręcąc głową.
– Widzisz? Nawet ten cholerny zdrajca krwi wie, że z rodziną Lestrange nie powinno się drzeć kotów.
„Tak. A Artertonowie nie znoszą dupków”, przebiegło jej przez myśl i już po chwili w zdecydowany sposób wymierzyła mu kopniaka w piszczel, wolną ręką łapiąc go za włosy i odchylając jego głowę boleśnie w bok.
– Ty cholerna, mała, przebrzydła mendo. Zapamiętaj sobie dokładnie moją twarz, bo od dziś będzie głównym tematem twoich koszmarów. A jak ona nie pomoże, to osobiście zamienię ci życie w piekło, cholerny gnojku!
– Gemmo! – Ramię Syriusza po raz kolejny odciągnęło dziewczynę do tyłu, a zaraz po tym młodzieniec sam wszedł pomiędzy nich. – Lestrange, daruję ci tę zniewagę na ten raz. Przy drugiej możesz być pewny, że za krzywdzenie moich bliskich zapłacisz czymś poważniejszym jak obtłuczoną nogą. – Niemal energicznie odwrócił się z Gemmą na pięcie, podtrzymując ją za bok, aby znów nie zrobiła niczego głupiego. Na serię wyzwisk nie zareagował, a jednocześnie marzył o tym, aby i Arterton je zignorowała.
– Oboje tego pożałujecie! Ba! Wszyscy! Tą drogą kierują się wyłącznie ci, którym życie nie jest miłe. Tą drogą stąpają tchórze!
– Nie słuchaj go – wymamrotał Black, idąc już schodami na wyższe piętro. – Zignoruj go.
– Łatwo ci mówić – wycedziła, gdzieś na trzecim piętrze wydostając się z jego uścisku. – Coś więcej jak obtłuczona noga, tak?
– Gemmo, wiesz że nie miałem tego na myśli…
– Tak, jasne… – mruknęła, wywracając oczyma i odwracając się do niego plecami. – A ja jestem Świętym Mikołajem i rośnie mi broda.
– Arterton…!
– Syriusz, zostaw – burknęła Leanne, zatrzymując się przy nim i patrząc za odchodzącą kuzynką. – Przejdzie jej, zobaczysz. Musi tylko ochłonąć.
– Przecież nie chciałem jej urazić.
– I nie uraziłeś. – Tym razem odezwała się Gabrielle, obejmująca się delikatnie ramionami. – Rabastan zrobił to dostatecznie. Wiesz dobrze, że po tym wszystkim… Po tym wszystkim Gemma martwi się o wszystkich za bardzo, tylko nie o samą siebie. Poza tym… – Uniosła brew, robiąc parę kolejnych kroków po schodach wzwyż. – Przywaliła mu gdy ci ubliżył. – Zerknęła zaraz na niego przez ramię. – Mały szczegół, ale zmienia wiele, prawda?
____________________________________
Parę słów od autorki, jako, że długo mnie tutaj nie było. Pragnę was serdecznie przeprosić za tak długą nieobecność, niestety podupadłam trochę na zdrowiu, a i wiara w siebie samą przybiera minimalistycznego wydźwięku.
Chciałabym wyjaśnić sprawę dotyczącą jednej postaci pojawiającej się w opowiadaniu, a dokładniej Rabastana. Różne strony podają różne daty urodzenia i kompletnie się w tym pogubiłam. A korzystając z okazji, że to w końcu mój blog i moja historia, pozwolę sobie wybrać taki wiek postaci, jaki najbardziej pasuje mnie samej. (Aczkolwiek starałam się jak najdokładniej dobierać fakty z wizji samej Rowling.) Dla jasności, pojawi się tutaj również brat Rabastana oraz paru innych znanych w sadze J.K.Rowling Śmierciożerców. To tak słowem wyjaśnienia, aby nie spotkać się ze zbyt okrutną krytyką.
Jeszcze raz proszę o wybaczenie za tak długi okres milczenia. Trzymajcie proszę kciuki, aby kolejne miesiące owocowały w mojej podzielności uwagi, sile i wenie, a także większej wierze w moje możliwości. Pozdrawiam was gorąco.
OMG, kocham takie rozdziały i Twoje poczucie humoru, chyba, że posługujesz się nim, żeby mnie obrazić, to wtedy nie. XD Piszkaj dalej i pamiętaj o mnie! <3
OdpowiedzUsuńTony aka Charlie aka Twoja piczka
Dziewczyno, zamorduję cię kiedyś, przysięgam. Ale wiesz, dalej cię kocham, no nie?
UsuńCieszę się, że podobają ci się moje wypociny, mam nadzieję, że nie poprzestaniesz ich komentować, co? (Taka cicha perwersja słowna, tylko tak mówię żebyś wiedziała!)
Kolejny jest twój, masz to jak w banku :D Dziękuję <3
Serio, zrób coś z tym narratorem, bo to Ci potwornie kuleje.
OdpowiedzUsuńZła odmiana nazwiska Dumbledore’a. Nie Dumbledorem, tylko – Dumbeldore’em.
No i znowu narracja, bo masz gdzieś „użyję” – a narracja trzecioosoowa, więc koniecznie przejrzyj.
Okej, zwróć uwagę też na zapis dialogów, bo było kilka błędów. No i już Cię pochwaliłam za to o tych tęczówkach, one nie mogły się zatrzymać na kims, bo to sugeruje, że na kogoś spojrzeliśmy, a tęczówkami nie patrzymy.
Czerwonowłosa to też nie jest zamiennik, nie może być podmiot, bo to również przymiotnik no. No i, może błędnie, ale Ariana skojarzyła mi się z Arianą Grange, bo i ona miała czerwone włosy, huh.
Hogwarcki, nie – hogwardzkiej. T wymienia się na c
O, i przedmioty piszemy małą literą, to jak z matematyką, chemią i tak dalej.
No, w końcu coś się dzieje! Cieszę się, bardzo się cieszę. Gemma wygląda trochę na kobietę z jajami, jest dość… wyrazista, ale mam nadzieję, że obleje chociaż jeden przedmiot, a najlepiej ze trzy :p bo jak wszystko zda na piątki, zdobędą puchar, a jeszcze jakaś głębsza relacja z Syriuszem, to będzie tak potwornie marysuistycznie, łe.
Fajna spawa z nauczycielem nowym, chociaż troche zaleciało Lockhartem, bo też taka podnieta była, no ale nie oceniam póki co, poczekam sobie, aż go wprowadzisz. Jejku, lubię takie rzeczy, a jakby miał jeszcze romans z uczennicą to miód. (Czytałam kiedyś własnie OC x OC, że nauczyciel-uczeń, więc może i u Ciebie będzie haha).
I akcja ze Ślizgonami! Też zgrabnie wyszło, podobało mi się, że jest tam Regulus (uwielbiam go) i racja Lestrange! Przyznam, że musiałam sobei nawet sprawdzić ich daty urodzenia, ale okazuje się, że i oni w tym czasie musieli tam być! Więc miła odmiana, bo wiecznie spotykam na blogach, że wtedy to Nott, Mulcibier, a nawet Lucjusz, co tak się kłóci z kanonem, a tu fajnie, że się trzymasz.
No, Arton ma gadane, strasznie mi się podobał ten atak słowny, sformułowania, których użyła tak bardzo pasują do niej, przynajmniej na tyle, ile o niej wiemy.
Chyba nie mam nic do dodania.
Pozdrawiam,
mattie.
Ciśniesz z komentowaniem, nie powiem. Mile to łechce moją próżność!
UsuńNie bij, nie bij, ała, ała ;-; Poprawię się, przysięgam. Gdzieś spiszę te uwagi i walnę sobie taką ścienną przypominajkę na ścianę!
Bardzo się cieszę, że podchodzisz do mojej Gemmy w tak pozytywny sposób, wiele osób ma do niej raczej podejście w stylu "zbyt wyidealizowana". Mam tendencję do polerowania słownego moich postaci, ale są tylko ludźmi, tak jak ja. Pisanie o samych wzniosłych czynach jest po prostu denne, a najlepiej jak doczepia się do tego osoba, która sama ciśnie z idealizacją jak ksiądz z kazaniem. A tu twoje podejście jest genialne, nawet te bury są kochane!
A żebyś ty widziała jak ja pilnowałam tego kanonu z braćmi Lestrange, boże. Chyba obleciałam wszystkie możliwe strony z informacjami, bo chciałam mieć to dopięte na ostatni guzik.
No nic, bardzo ci dziękuję za kolejne piórka, aż mam rozterkę czy pisać 5 rozdział czy uczyć się na PNJA. :D
Pozdrawiam i gorąco całuję!
Odpowiem tylko pod tym komciem, jak coś, to sobie podyskutujemy pod najnowszym może, haha.
UsuńOczywiście, że masz się uczyć! Jako czytelnik powinnam namawiać do pisania, ale nauka! Sesja! Bo wylądujesz na bruku, bez jedzenia, prądu, a wtedy trochę słabo, nie? (Dlatego ja na swoim nie dodaję nic od listopada, ups, a jeszcze nie poszłam na studia, zaczynam drżeć na samą myśl :p)
Dobrze, dobrze! :3 Będę przykładnym studentem dopóki nie uznam, że moje studia to żart.
UsuńNie ma sprawy, jeśli dobrze pójdzie, to może kolejny rozdział pojawi się do końca stycznia. Niestety nie wiem za co się zabrać i to strasznie martwi.
(Bez obaw, nie bój bo ja sama w trwodze! :D Na studiach jest źle tylko wtedy jak masz kijowych wykładowców. A jak trafiasz przede wszystkim na człowieka, wszystko staje się o wiele lepsze c: )
Sama miałam ochotę zabić Rabastiana… Co za dupek.
OdpowiedzUsuńZaś Gemma, jak widzę, jest prawdziwą Gryfonką i ma gorącą krew.
Gabrielle straciła ojca – dobrze rozumiem? I jest z tego powodu przybita. Biedna, chociaż troszkę mnie irytuje.
Za to ma fajnego brata, naprawdę go polubiłam.
I ta przemowa Gemmy do niego. Najlepsza <3
I tu błąd! Jak ja kocham go wytykać ludziom. Gdzie alfabetyczna kolejność wyczytywania?!
Lepiej mi się czytało niż poprzedni :)
Pozdrawiam :)