12 paź 2015

I. Tam, gdzie koniec łączy się z początkiem

Nigdy bowiem nie dowiesz się prędzej niż umierając, kto tylko grał twego przyjaciela.


To był zdecydowanie koszmarny początek dnia. I to w dodatku brutalnie zaplanowany przez kogoś, kto najwyraźniej pragnął skomplikować koniec wakacji młodej Arterton jeszcze bardziej.
Tachając za sobą obładowany i ciężki kufer wyliczała spakowane rzeczy, aby upewnić się że dosłownie nic potrzebnego jej do szkoły nie zostanie pod adresem Łzawych Magnolii 13. W końcu Samuel miał wrócić do domu dopiero za trzy tygodnie, a do tego czasu nie trudno nałapać trolli i okropnych.
Na dodatek – jak gdyby sam kufer i siedząca w swojej klatce, skrzecząca z podniecenia sówka to było za mało – mugolski taksówkarz spóźniał się dobre dwanaście minut. Gemma nie była zbyt przykładna, ale lubiła być w danym miejscu zawsze wcześniej – tak na wszelki wypadek.
Gdy rzeczony taksówkarz raczył w końcu przyjechać na miejsce, ledwo powstrzymała się od wypowiedzenia kwitnącego w jej ustach soczystego przekleństwa. I byłoby to do końca wykonalne gdyby mężczyzna nie zaczął zastanawiać się, czy aby nie powinien zapalić papierosa. Miodowe tęczówki dziewczęcia spoczęły wtedy na tym ignorancie, a trzymany w jego dłoni papieros w krótkiej chwili zajął się ogniem.
~*~
— Sześć funtów.
Spojrzenie panienki Arterton z kufra nagle przeniosło się na taksówkarza. Na gacie Merlina, marzyła o tym żeby przemienić go w cholerną lamę! Na odchodne, zaraz po uraczeniu mężczyzny należnym za przewóz, wycedziła w jego stronę parę bliżej nieokreślonych słów, na które zareagował najpierw zdziwieniem, a potem atakiem śmiechu.
— Na twoim miejscu nie byłoby mi do śmiechu — burknęła pod nosem, wymijając grupki uczniów w mundurkach jakiejś mugolskiej szkoły, którzy również wybierali się na stację. Głosy niektórych brzmiały dość znajomo, albo przynajmniej wydały jej się podobne do głosów znanych jej ze swojego otoczenia. I jak zwróciła uwagę na tembr głosu nieznanej jej osoby, choć i tak nie pokusiła się o uraczenie jej spojrzeniem, tak nic nie zrobiła sobie z wybuchającego za jej plecami wzburzenia przechodnich, gdy taksówka z której wysiadła nagle samoczynnie zaczęła wyć, trąbić i brzęczeć ku wielkiemu niezadowoleniu i rozpaczy kierowcy.
Odczuwała głęboki dyskomfort. Nikt niby nie zwracał uwagi na stukot czyichś obcasów, czy tembr głosu mężczyzny przechodzącego obok. A jej przeszkadzało to na tyle, iż łapała się na nerwowym zaciskaniu szczęk, czy stukaniu paznokciami o rączkę wózka do transportu kufra. Sama zaś jednak zdawała sobie sprawę, że ograniczenie ludzi dookoła nie powinno jej interesować – w końcu była tutaj, a jednak pozostawała niewidoczna dla innych, jakby w cale nie istniała. Każdy tu miał swoje problemy, swoje marzenia i plany. Kto jednak powiedział, że Gemma była jak ci wszyscy ograniczeni, tępi i w istocie bardziej egoistyczni od niej mieszkańcy Londynu, czy przyjezdni? Ona miała dar. Nawet czarodzieje byli istotami, które potrafiły wyróżniać się czymś wśród tłumu swoich znajomych po fachu. Jedni mieli talent do odczytywania przyszłości, inni zaś w perfekcyjny sposób radzili sobie na zielarstwie. Ale nie chodzi tu głównie o poziom nauczania i studenckie zdolności, a to co potrafią zrobić z tym czymś, co drzemie w danej osobie od urodzenia. Coś, co pozwala komuś w człowieku ujrzeć człowieka, a za drugim już razem potwora.
Skrzekot sówki, zamkniętej w białej klatce, oderwał ją od tego co działo się dookoła i nawrócił na właściwą drogę. Tak! Hogwart! Zapowietrzając się znów rozpoczęła biec przed siebie i ścigać się z czasem. Pięć minut. Na Merlina, czy zawsze musiała pakować się aż po same uszy w problemy tego typu? Znajdując się na właściwym peronie zaczęła slalomem omijać rozlazłych i tęgich mugoli, którzy raczyli ją jedynie jadowitym wzrokiem gdy ośmielała się głośno przepraszać, aby posunęli swe „zgrabne” tylne oblicza na bok. Parę razy miała niemal szatańską ochotę cisnąć w któregoś zaklęciem na porost przednich zębów czy rogów, ale w porę przypominała sobie i o własnej matce, i celu swojego tuptania.
W końcu odnalazła właściwą ścianę. Dwie minuty… Rozpędzając się zaczęła zastanawiać, czy to aby na pewno ta ściana. Czy nie zaboli, gdy dzielić ją będą ledwie minimetry od chłodnej cegły… Psia kość!
Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Nos ocalał, a wokół nagle rozbrzmiały głosy uczniów, witających się z przyjaciółmi i żegnających z rodzicami.
Rodzice. Jak długo jeszcze będzie obwiniać się o ich śmierć? Ile razy jeszcze przeklnie wszystko wkoło i zapragnie cofnąć czas? Zdając bagażowemu wszystkie swoje rzeczy zaciskała mocno usta, przed oczami mając jeszcze obraz mamy i taty.
Gwizdek postawił ją już całkowicie na nogi. Och, tak. Przecież w tej wojnie nie tylko ona straciła bliskich. Jej rany były już dawno zagojone i tylko od czasu do czasu z własnej głupoty rozdrapywała je nazbyt boleśnie.
Wskakując wraz z ostatnimi uczniami do pociągu czuła na kostkach wyraźny podmuch wiatru. Londyn żegnał się z młodzieżą zapachem prażonych orzeszków i waty cukrowej, podczas gdy Express Hogwart witał tłum rozpędzonych pasażerów ciepłym posmakiem dyni, mięty i przygody.
Szukając miejsca dla siebie przeglądała mijane przedziały. Zauważyła i te, do których nie wsiadłaby za żadne skarby. Lecz nie dosiadła się do tego przepełnionego grupą przyjaciół – cichutkim stuknięciem w szybkę obwieściła swą obecność i pomknęła dalej, w poszukiwaniu swojej najlepszej przyjaciółki.
Od czasu do czasu rozpraszały ją głosy innych znajomych. Tak jak stało się to w chwili, gdy brnąc przed siebie chwytała jeszcze powitanie znajomej z Hufflepuffu napotkała na swej drodze twardą przeszkodę. I to z pewnością żywą, ciepłą przeszkodę, bo zapach męskiej wody po goleniu rozdarł obłoczek wokół jej lekko zadartego nosa.
— Witaj, Gemmo.
Głos młodzieńca stojącego naprzeciwko za wszelką cenę chciał przybrać kształt tego zadziornego, nacechowanego lekką nutą słodyczy i melancholii, lecz dało się w nim wyłapać smutek. Tak samo jak z tych szarych oczu, zerkających na złotooką dziewczynę zza gęstej czupryny koloru smoły.
Zamrugała raz, potem i drugi. Syriusz Black we własnej osobie. Jeden z największych zawadiaków w historii Hogwartu. I… jakby na to nie patrzeć, najlepszy przyjaciel jej najlepszej przyjaciółki. Koło się zamyka, tylko jak, gdzie i kiedy?
— Black — rzuciła niby to swoim pełnym bojowości głosem, jakby chciała go skarcić. Dość ostentacyjnie uderzyła palcami w dłonie chłopaka, które oplatały jej talię w razie zagrożenia upadkiem. — Nie masz co robić, że kręcisz się po pociągu?
— Jakże ja za tym tęskniłem, na Merlina! — zaśmiał się, unosząc przy tym wysoko brwi. — Zajrzałem do Gabrielle — wymamrotał cicho i wskazał głową w kierunku drzwi zamykanego przez niego przed chwilą przedziału. Oboje spojrzeli po sobie porozumiewawczo, zupełnie jakby odległość niespełna metra nie miała wpływu na ich wzajemną, cichą chęć spijania swych tajemnic.
Gemma nie wypowiedziała po tym jednak ani jednego słowa. Skinieniem głowy przekazała mu potrzebne tutaj emocje, jakby jednocześnie godząc się na nie, a potem minęła go. Nim jednak wkroczyła do przedziału jeszcze raz wbiła łagodny wzrok w wychowanka domu lwa, dostrzegając w jego oczach jakąś niejasną sferę tęsknoty. Lecz jej dokładne spojrzenie szybko przepędziło nieszczęsnego amanta, a ona mogła już bez obaw wejść do przedziału.
I nagle zrobiło się smutno. Zbyt smutno, zbyt gęsto od żalów, gorących oddechów i niewysychających na policzkach łez.
Jak to jest, gdy się kogoś traci? Dziwnie. Nagle cały świat wydaje ci się oszukany, a wartości nabyte do tej pory utracone przez bolesny incydent. To tak jakby ktoś napełnił ci serce obietnicami, a potem uciekł z całą twoją wiarą, pozostawiając jedynie naiwną nadzieję, że to wróci, a obietnice wkrótce same się spełnią.
Wpatrując się w skulony i niemalże pomięty profil przyjaciółki czuła nieprzyjemny ścisk pod sercem. Czy i ona wyglądała tak w żałobie? Czy również jej serce łomotało tak głośno, jak serce Gabrielle Hughes?
Nie negowała ani nie kwestionowała niczyich strat. Bolały tak samo. Bez znaczenia, czy straciło się babcię, rodziców, siostrę, chłopaka czy przyjaciela. Lub - jak w przypadku Gabrielle, istocie niewiele niższej od Gemmy, o szarych oczach i długich, ciemnozłotych włosach - samego ojca. Nic nie znaczącego dla świata czarodziejów mugola, okazującego w jednej chwili swojego życia więcej magii niż najlepszy czarodziej w trakcie całego swojego życia. Poświęcenia z miłości…
Co tu słyszała? Niewdzięczną pustkę, która zasłoniła makijażem obojętności wsiąknięty w ściany i obicia siedzeń posmak goryczy i słonej tęsknoty. Niemocy, znanej Gemmie już aż nazbyt dobrze.
I trwałyby tak w milczeniu. Gemma stojąc w drzwiach i myśląc, że Gabrielle nie wie o jej obecności w przedziale, a Hughes kuląc się w wysiedzianym rogu siedziska udając, iż nie wie o obecności przyjaciółki. Zranione serca wiedzą jednak więcej niż te niedoświadczone i nie znające jeszcze dobrze bólu. Cichutkie westchnienie wyrywające się z piersi Gemmy rozdarło w końcu tą melodramatyczną firanę kompletnego impasu w działaniu i pozwoliło jej uczynić krok, potem drugi i trzeci, aby usiąść bardzo blisko jedynej istoty, która rozumiała jej dziwny charakter, nie będąc nawet związana z nią więzami krwi.
Ciepłe ramię Gemmy już po chwili objęło w czuły i pewny siebie sposób dygoczące ciało panienki Hughes. Gabrielle wbiła swe szare, pozbawione dawnych iskierek oczy w towarzyszkę, nie wiedząc nawet jak otworzyć usta. Patrzyły na siebie w ciszy, w sposób pełen zrozumienia i jedności. Jakby nikt inny dookoła się nie liczył i nie zasługiwał na uwagę.
— Byłam… — Zachrypnięty i zmęczony głos odbił się od uszu ciemnowłosej w niebywale cierpki sposób. — Samotna.
— Wiem, kochanie. — Cichutki szept na pewno nie miał na celu pomóc. Był on jedynie odruchem rozpaczy, jaka rozdzierała przyjacielskie serca.
— Czy to trwa długo? Usychanie, żałość?
Cisza znów ogarnęła przedział. Przez krótką chwilę mogła wieść prym. Osiadała niczym kurz na starych, niemodnych meblach, tworząc w danej przestrzeni uczucie przytłoczenia i tajemniczości.
Nie chciała płakać. Nawet nie chciała na to odpowiadać, czy udawać że rozumie. Bo choć przeżywała to samo lata temu, to dobrze wiedziała, że każdy swoją żałobę przechodzi w inny sposób.
Trąc palcami wolnej dłoni skroń przyjaciółki upijała się zarobaczonym smutkiem powietrzem, szukając odpowiednich słów.
— Za długo…
Kielich się przewrócił. Rozlał swą kwaśną breję niepotrzebnych uczuć i sprawił, iż w głos chciało się prosić o śmierć, by ulga przyszła natychmiast, egoistycznie i łatwo. A życie nie było łatwe. O tym wiedziały mury zamku, do którego z piskiem pędził zziajany Express, chcąc połączyć oba końce, czy też początki nitek i ofiarować światło i nadzieję tym, którzy najbardziej potrzebowali nauczyć się żyć ze strachem, smutkiem i ogarniającym świat zewnętrzny złem.

13 komentarzy:

  1. Po pierwsze - przepraszam! Za co? Otóż dopiero teraz przeczytałam, chociaż miałam to zrobić wcześniej.
    Po drugiej - wow, to jest genialne. Szkoda tylko, że, w moim mniemaniu, krótkie (przywykłam do tasiemcowych rozdz, które serwuje Abigail). Jak na mój gust mogłoby się jeszcze dużo zdarzyć, ale to dopiero pierwszy rozdział, więc nie będę narzekać :) Na duży plus liczy ci się to, że nie podajesz informacji o postaci na tacy, tylko dawkujesz czytelnikowi wiedzę. I robisz to w tak naturalny sposób! Nie wiem, czy ja bym tak potrafiła (dlatego niczego nie publikuję :D Zacznę, jak się trochę... hm, podszkolę). Będę czekała na nn, i mam nadzieję, że będzie dłuższy!
    Pozdrawiam etc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz!
      Nie sądziłam, że ktokolwiek zwróci uwagę właśnie na sposób w jaki dawkuję informacje. Cieszę się, że zauważyłaś to i dałaś mi do zrozumienia "hej, widzę to!". To naprawdę super czytać komentarze do własnych rozdziałów. Bardzo ci dziękuję i mogę obiecać, że najbliższe rozdziały będą ciekawsze i dłuższe! Kiedyś tasiemce pisałam, ale wielu osobom to nie odpowiada. Skoro jednak jest znak od publiki - robi się! :3
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Jak znajduję się takie opowiadania jak Twoje, to aż wstyd pisać i publikować coś własnego. Czytając to czułam się jak główna bohaterka, jakbym weszła w jej skórę. Emocję są przedstawione bardzo subtelnie i w ogóle to jest coś co aż chcę się czytać. Niesamowite!
    Lecę dalej!

    P.S Zapraszam doo mnie i błagam żebyś informowała mnie o nowościach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż nie wiesz jak ucieszył mnie Twój komentarz. Wlazłam dzisiaj tutaj z głupa, mówię "sprawdzę ile wejść". Najpierw o mało nie zabiłam laptopa, plując na niego strumieniem herbaty, psia mać. A jak zobaczyłam komentarz, to prawie i sama popełniłam niechciane samobójstwo bułką.
      Że tak powiem, podskakuję jak wdzięczna łania! Bardzo się cieszę, że ci się spodobało :) I nie martw się, na pewno zerknę na twojego bloga i będę informować się o nowościach! :)

      Usuń
  3. http://blueroseffhp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć, chciałam zapytać kiedy będzie kolejny rozdział, ponieważ bardzo jestem ciekawa co będzie dalej się działo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez obaw, za niedługo rozdział powinien się pojawić. Natłok obowiązków mnie niestety przygniata, ale w okolicach piątku rozdział powinien być gotowy. :)

      Usuń
  5. Pierwsza sprawa: włacz kopiowanie tekstu! Bo ja tu chciałam tak docelowo wskazać pozjadane przecinki, błedy, a przepisywać takich kawałów tekstu nie będę. Boisz, że Ci ktoś ukradnie tekst? Piszesz wtedy do bloggera i pozamiatane. A utrudniasz bardzo komentującym sprawę no i sobie.
    Okej, to do rzeczy. Nie piszemy skrótów, brońboże! Więc zamiast „tj.” powinno być to jest.
    I cyfry, i liczby zapisujemy słownie, nie można wręcz inaczej, no tylko w adresie, co też zrobiłaś może być, więc „6 funtów” – NOPE.
    Wybacz, ale jeszcze musze pomarudzić. Kręcisz z czasami, wkradł Ci się kilka razy teraźniejszy, co psuje trochę szyk zdań, nunu. No i kwestia narracji… Jakiego ty masz właściwie? Wszechwiedzącego? Bo na to wskazuje, ale jednocześnie wydaje swoją opinię, co gryzie się z tym. I pytania retoryczne, na które i tak odpowiada… Lepiej z nich zrezygnować, naprawdę, bo narrator nie powinien ich sobie zadawać. No właściwie, to w prozie nie powinny funkcjonować, można przełknąć, jeśli to myśl bohatera, ale nie w innym wypadku. 
    Za to szalenie podoba mi się, że nie lecisz z niczym, przedstawiasz nam powoli Gemmę, dość przyjemnie się o czym czyta, bo nie zalałaś nam ogromem informacji, ale powoli wszystko… Chociaż trochę za wolno jak dla mnie (ale czego chcieć od fanki kryminałów i filmów akcji :p), ale nie narzekam, bo opisy mi to wynagradzają, podoba ją mi się bardzo, no może poza tym o jej przyjaciółce, bo raz rzuciłas jak wygląda tak całkowicie.
    Och, i był już Syriusz! Nie powiem, że nie, jestem bardzo ciekawa, na jaką osobę go wykreujesz, dlatego staram się szybko do tego dojść, haha.
    O, i jej kumpela mnie wkurza, nie lubię mazgaj. Spoko, straciła ojca, ale wciąż mi działa na nerwy, a dopiero co ją wprowadziłaś.

    Weny, weny.
    Pozdrawiam,
    mattie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskoczyłam się jak weszłam na bloga i zobaczyłam kolejny komentarz. Matulu, rozpieszczasz mnie... ;>
      Wiesz, wiem, że utrudniam to czytelnikom, ale ze względu na fakt, iż wcześniej siedziałam w jednym forum, po prostu zmusza mnie do zachowania ostrożności. Za odejście mam zrujnowaną całą reputację więc nie zdziwię się jak gdzieś zobaczę falę "hejtów" na mój temat. No ale do rzeczy.
      Liczby i skóry usuwam, możesz być pewna. Jeśli się nie mylę, pisałam ten rozdział z temperaturą, ale w sumie to mogłam go jeszcze edytować potem. Zbyt leniwa chyba jestem.
      Też mi ktoś zwrócił uwagę kiedyś odnośnie tego szyku zdania i tych czasów. Muszę popracować, bo pisania ostatnio nie idzie w parze z niczym innym co robię. Jeśli chodzi o narratora - nie lubię trzymać się kanonów wytyczonych. Wprawdzie mój narrator jest wszechwiedzący, bo w końcu ja nim jestem i dobrze wiem co się stanie, ale niekiedy zdaniami retorycznymi, zapytaniami pragnę zbudować napięcie. Wiem, że mieszanie dwóch narratorów jest mało rozmyślne, ale kiedyś usłyszałam, że daje to pewnego uroku, jakbym chciała zaznaczyć co złego robi moja bohaterka albo inni. Nie mniej jednak postaram się tego uniknąć, bo skoro to się gryzie i tak to widzisz, to zmienię choć w jakiejś części swoje chore nawyki ;)
      Co do dawkowania informacji - słońce, ja bym już teraz walnęła takimi niuansami, że trudno byłoby zebrać się z podłogi, ale nie chcę tego robić, bo wszystko spali na panewce. Nie mniej jednak jeśli chodzi o mój nowy rozdział... A niech mi tam, może dodam coś nowego i budującego napięcie ;)
      Syriusz to jest Syriusz, najlepszy, najmądrzejszy i najciekawszy. Wszyscy kreują go na durnia i rozrabiakę, kogoś kto nie bierze za nic odpowiedzialności. Ale kto wie, może sama będę się tego z jakiejś perspektywy trzymać? Nie zdradzę, cichutko. Jeśli tylko będziesz kontynuowała czytanie, będę bardzo szczęśliwa, a ty będziesz mogła spokojnie dowiedzieć się wszystkiego.
      Gabrielle? Wiedziałam, że ktoś to napisze! :D Zgadzam się z tobą, jest denerwująca, ale to tylko przez moją kreację, bo wzorowałam się w tworzeniu jej na swojej własnej przyjaciółce i aż mnie to dziwnie gryzie, że jednak zrobiłam z niej łajzę. Zła autorka, be autorka, fe.

      Weny weny i proszę trzymać kciuki o sesję! Bo jeśli nie wyjdzie, to w pracy nie będę mieć czasu na pisanie.
      Pozdrawiam c:

      Usuń
  6. Czytając to cudo popadam w kompleksy. Piszę coś, czytam to i już wiem, że mój tekst jest beznadziejny.
    Gratuluję talentu! Język, którym piszesz jest tak piękny...
    Przeczytam kolejne rozdziały, ale skomentuję później :)
    Pozdrawiam,
    autorka Katalogu.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja raczej wolałabym krótszy rozdział. Ale ok.
    Czasami brakuje przecinków, kiedy masz zdania z imiesłowami.
    Znowu szczegółowe opisy... trochę nie znudziły ale rozumiem że musisz najpierw pokazać swoją bohaterkę i jej myślenie. Rozpoczęłaś parę wątków i każesz nam zadać sobie kilka pytań: na przykład - jakie relacje łączą Gemmę i Syriusza? W jaki sposób zginęli jej rodzice i o co chodzi z tym darem? Zaciekawiłaś mnie! Czytam dalej z nadzieją na więcej Huncwotów.
    zyj-szczesliwie-nowe-pokolenie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Borze Szumiący, na gacie Merlina, jak ja to kocham. Uwielbiam to jak przelewasz uczucia do tego opowiadania, to naprawdę czuć. No i uwielbiam ponad wszystko charakterek Gemmy, który pokazała już na samym początku opowiadania (z niektórymi lepiej nie zadzierać - lubię ten typ!)
    Masz przepiękny styl *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero początek! Poczekaj na koniec pierwszej dziesiątki to opadnie ci troszkę szczęka. :D
      Całusy!

      Usuń

Layout by Alessa Belikov